sobota, 6 kwietnia 2013

1. Zapowiedź


   Krew rozbryznęła we wszystkie strony, brudząc jej twarz, ręce i włosy. Dziewczynka krzyknęła rozpaczliwie i podbiegła do rodziców. 

- Mamo... tato... - zaszlochała i swoimi małymi rączkami usiłowała ich podnieść. Ubabrana w czerwonej cieczy błądziła wzrokiem po pomieszczeniu, poszukując czegoś, co mogłoby zatrzymać krwawienie. 

- Nie uratujesz ich - usłyszała za uchem.

Podniosła drżące z przerażenie oczy. Zrobiła kilka kroków w tył, tym samym zbliżając się do drzwi. Stała w bezruchu, kurczowo trzymając klamkę. Na przeciw niej, po drugiej stronie pokoju stał On - ich morderca.


- Mamo... tato... - powtórzyła przytłumionym głosem - Wstańcie. Proszę...
Liczyła, że tak właśnie się stanie; że ich rany nie są tak duże, a to wszystko tylko wydaje się tak strasznie wyglądać. Ale pomyliła się. Miecz przebił obydwojga - trafił w serce i nie było już dla nich ratunku. Mogła tylko patrzeć, jak z każdą sekundą wykrwawiają się coraz bardziej.

- Uciekaj - usłyszała szept matki. Rozszerzyła źrenice i pokiwała przecząco głową. Nie mogła ich zostawić i zrobiła rzecz przeciwną. Znów podbiegła do rodziców i wtuliła się w nich. Łzy popłynęły strumieniami, bo nie miała siły już ich powstrzymywać. Ojciec objął jej twarz swoimi dłońmi i nakazał patrzeć prosto w oczy. 

- Póki zostaniemy w Twoich wspomnieniach, to zawsze będziemy blisko. Chociaż nas nie zauważysz, będziemy. Nigdy o tym nie zapominaj, córeczko.

Oddech ustał, a ciała opadły bezwładnie na podłogę. Odwróciła się w stronę mężczyzny, ale jedyne co dostrzegła to zarys jego sylwetki. Zacisnęła pięści...


- Wzywa nas - wspomnienia przerwał jej delikatny kobiecy głos. Otworzyła, wcześniej przymknięte, oczy i zeskoczyła z gałęzi, na której siedziała. Przerzuciła swoje długie, różowe włosy na jedną stronę i bez słowa zniknęła w kłębach czarnego dymu. Druga kobieta poszła w jej ślady i już po chwili obydwie zmaterializowały się przed obliczem Madary.

   Czarnowłosy siedział za swoich biurkiem, na którego blacie podpierał łokcie. Dłonie natomiast splótł ze sobą na wysokości ust tak, że dało się jedynie dostrzec jego równie czarne oczy.

- Dobrze, że jesteście - rzekł po chwili ciszy - Pain poszedł sprawdzić czy wszystko jest już gotowe, ale zaraz powinien...

- Jestem - przerwał rudowłosy, który właśnie wszedł do pomieszczenia.

- Skoro tak, mam wam do powiedzenia coś ważnego. Na jutrzejszej misji macie tylko sprawdzić umiejętności Hokage - nic więcej, nic mniej. Akcja nie może wymknąć się spod kontroli, zrozumiano?

- Tak - odpowiedzieli zgodnie i odwrócili się z zamiarem wyjścia.

- Sakura, ty zostań - na te słowa różowowłosa kiwnęła do dwójki towarzyszy dając znak, że wszystko w porządku i mogą iść. Kiedy już opuścili gabinet, Madara ponownie zabrał głos - Nie daj się sprowokować. Ci idioci z Konohy nie mogą zbyt szybko poznać twoich umiejętności.

Sakura wbiła wzrok w podłogę i zacisnęła pięści. Na samo wspomnienie o tamtej wiosce ogarniał ją niewyobrażalny gniew i najchętniej zniszczyła by ją od razu, ale był plan, którego musiała się trzymać, aby w przyszłości osiągnąć swój cel. Madara obiecał, że pozwoli jej na zemstę, kiedy przyjdzie na to czas więc  cierpliwie czekała.

- Spokojnie, będzie jak chcesz - po tych słowach znikła za drzwiami.

- Właśnie na to liczę...

***


   Poranek w Konoha był zdecydowanie jego ulubioną porą dnia. Codziennie zrywał się z łóżka i wdrapywał na wyrzeźbioną w skale głowę swojego ojca, żeby obserwować budzącą się do życia wioskę. W końcu, po tylu latach, spełnił swoje marzenie i jest szacownym Hokage - najsilniejszym shinobi, którego obowiązkiem jest ochrona innych mieszkańców. 

- Ach - westchnął radośnie i podrapał się jedną ręką po głowie. 

- A ty jak zawsze tutaj, co? 

- O hej, Sasuke - uśmiechnął się i wstał, żeby być twarzą w twarz z przyjacielem - Myślałem, że ta misja dłużej wam zajmie. Kiedy wróciliście? 

- Przed chwilą. Drużynę odesłałem i miałem ci właśnie przekazać raport, ale znaleźć cię w biurze to rzadkość, młotku.

- Ej! Z szacunkiem do czcigodnego...

- Chyba śnisz - burknął kpiąco - Dobrze wiesz, że jesteś słabszy ode mnie.

- To dlaczego ja mam ten tytuł, co? - zapytał triumfalnie, bo myślał, że to ostatecznie załatwiło Uchihe, ale ten nie dawał za wygraną. 

- Mnie po prostu bycie Hokage nie interesuje. Wolę coś robić, niż tylko siedzieć w fotelu.

- Jeszcze ci pokażę, kret...

- Czcigodny Hokage! - ich wymianę zdań przerwał głos jednego ze strażników - Jest pan wzywany do gabinetu, to podobno pilne. 

- Hai - powiedział i udał się w podanym kierunku. Sasuke, nie pytając o pozwolenie, ruszył za nim. Kiedy już znaleźli się w pomieszczeniu, zobaczyli Kakashi'ego i Itachi'ego, którzy wyglądali na zdenerwowanych. Młody Uchiha od razu spiął mięśnie i przewrócił oczami, co nie uszło uwadze Naruto, ale teraz nie miał na to czasu. 

- Nie często się zdarza, żeby wasza dwójka cokolwiek po sobie pokazywała więc to nie wróży nic dobrego.

- W rzeczy samej. Niedaleko wioski da się wyczuć silną chakre, która dosyć szybko się zbliża - wyjaśnił Hatake. 

- Ile osób?

- Trzy i raczej nie mają dobrych zamiarów - wtrącił Itachi - Co więcej wydaje mi się, że to Pain i Konan, ale trzeciej chakry nie jestem w stanie rozpoznać.

Naruto nie czekał długo z podjęciem decyzji. Od razu nakazał dwóm shinobi zebrać wszystkich członków ANBU, jacy są w wiosce i przygotować się do obrony.

- Sasuke, ty idziesz ze mną.

- Jestem głównodowodzącym ANBU, nie uważasz, że powinienem kierować oddziałem?

- Kakashi sobie poradzi, zresztą Itachi też tam jest - na wspomnienie brata, Sasuke zmarszczył brwi. Uzumaki pokręcił głową z dezaprobatą i uderzył go w plecy.

- Daj sobie w końcu spokój, idziemy - powiedział i wyskoczył przez okno na dach pobliskiego budynku. Brunet nie pozostał mu dłużny i zrobił to samo. Nie czekali długo, kiedy w okolicy północnej bramy, dało się usłyszeć krzyki. Wróg z łatwością przeniknął przez mury Konohy i rozdzielił się. Dwaj przyjaciele stanęli w pozycjach gotowych do ataku. Nie znali powodów tej "wizyty", ale jeśli to rzeczywiście byli członkowie Akatsuki, prawdopodobnie chodziło o Kyuubi'ego.

   Zobaczyli przed sobą nieznaną kunoichi o prostych, różowych włosach, które sięgały jej do ud. Ubrana była w czarne przylegające spodnie i tego samego koloru bluzkę na ramiączkach. Na rękach miała zielone, sznurowane rękawiczki, a w jednej dłoni trzymała kilka ostrych kunai. Wlepiła zdecydowane spojrzenie w blondyna, olewając tym samym obecność jego towarzysza.

- Ty jesteś Hokage Liścia, prawda? - zapytała spokojnie i podeszła kilka kroków bliżej.

- Zgadza się, a ty? Nie masz na sobie płaszczu Akatsuki.

- Akatsuki nie istnieje.

- Skoro tak, to dlaczego Pain i...

- Noszą te płaszcze, bo to oni stworzyli tamtą organizacje, a to pozostałość po niej. Po tym jak wybiliście wszystkich jej członków...

- Którzy byli jedynie zbiegłymi przestępcami i mieliśmy do tego całkowite prawo - wtrącił czarnowłosy. Sakura przeniosła swój wzrok na niego i przechyliła głowę na prawo. Zmrużyła oczy, żeby lepiej mu się przyjrzeć i na jego czarnych spodniach dostrzegła czerwono-biały wachlarz.

- Czy przypadkiem sam tam nie należałeś, Uchiha? - zapytała z kpiną.

- Nie - odparł krótko i ruszył do ataku.

Dziewczyna z łatwością odskoczyła w bok. Złapała go za nadgarstek, obróciła kilka razy w powietrzu i rzuciła, wbijając go w ścianę głównego budynku wioski. Naruto patrzył na to z otwartą ze zdziwienia buzią.

- Silna jesteś - westchnął - To nie Sasuke należał do organizacji, a Itachi - jego starszy brat, który niedawno wrócił. Wybacz mu - tu spojrzał na podnoszącego się bruneta - ale zawsze tak reaguje, kiedy o nim słyszy.

- Nieważne, przyszłam do ciebie - powiedziała głośno i zaatakowała blondyna, jednak na jej drodze znów stanął młody Uchiha. Wyjął swoją katane i drasnął nią jej ramię.

- Ale najpierw musisz pokonać mnie - spojrzał jak rana dziewczyny sama się goi.

- Ty też jesteś jinchuuriki? - zapytał zbity z tropu, Naruto - Normalni ludzie nie potrafią tak szybko się regenerować...

- Zamknij się! - krzyknęła - A ty Sasuke lub jakkolwiek się nazywasz... zejdź mi z drogi. Nie przyszłam tu po to, żeby tracić czas na kogoś takiego jak ty - skrzyżowali ze sobą ostrza kunai i niemalże stykali się ze sobą nosami. Dziewczyna spojrzała mu w oczy i zatopiła się w ich czerni. Rozchyliła lekko wargi, ponieważ chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć żadnych słów. Chłopak również utkwił w jej spojrzeniu. Jest takie samo jak moje... - przeszło mu przez myśl. Trwali tak dłuższą chwilę, kiedy Sakura nagle odskoczyła w tył, a obok niej zjawiła się dwójka poszukiwanych ninja. Chwile później ich ciała zaczęły zmieniać się w setki białych kartek i ostatnie, co usłyszeli to słowa rudowłosego mężczyzny:

- To dopiero początek.


   Naruto podszedł do oszołomionego Uchihy i położył mu rękę na ramieniu. Jednak, ponieważ nie zauważył żadnej reakcji z jego strony, zaczął niepewnie:

- Wszystko w porządku?

Nie odpowiedział. Nadal patrzył w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała nieznajoma dziewczyna. Jego zamyślenie przerwał dopiero głos brata, który właśnie opowiadał Hokage o spotkaniu z byłymi towarzyszami z Akatsuki.

- Nie powiedzieli, czego chcą ani kto za tym wszystkim stoi, ale jedno jest pewne... tym razem to nie Pain tu dowodzi, a tylko wykonuje rozkazy.

- Cholera! Kto za tym wszystkim stoi? I co niby miało znaczyć, że to dopiero początek?! - Naruto zaczął nerwowo chodzić w kółko.

- Uspokój się, gamoniu, bo tylko przeszkadzasz - syknął Sasuke i kolejne słowa skierował do Kakashi'ego - Sprawdźcie czy są jacyś ranni i przetransportujcie ich do szpitala w razie potrzeby. Oceńcie też wielkość strat i zaraportujcie o tym w gabinecie Hokage. Wykonać! - po jego słowach ANBU zniknęło i zajęło się swoją robotą. Naruto spuścił głowę i przeklął siarczyście.

- Następnym razem nie zawiodę.

- Nie użalaj się nad sobą, tylko zrób coś. To definitywnie była zapowiedź wojny, ale nie mamy pojęcia, kto jest naszym wrogiem i musimy się tego dowiedzieć. Inaczej nie ma mowy o wygranej.

- Ktoś musi przedostać się w ich szeregi...

- Zgadzam się.

- Co?

- Wykonam tę misję.

- Nie zamierzam ryzykować straty mojej prawej ręki!

- Nie masz wyboru. Nie ma nikogo innego, kto mógłby się podjąć tego zadania. Oni mają rodziny, ja nie.

- Masz Itachi'ego.

- Od niego właśnie chcę odpocząć.

- To zbyt niebezpieczne.

- Gadasz jak baba - zakpił i położył dłoń na jego ramieniu. Spojrzał prosto w lazurowe tęczówki przyjaciela i powiedział zdecydowanie - Wyruszam jutro rano. Postaram się informować cię na bieżąco - Sasuke odwrócił się i już miał zniknąć, kiedy usłyszał głos Naruto. Kątem oka zerknął na blondyna.

- Nie daj się zabić.

Autorka:
Zaktualizowałam już wszystkie strony (tj. Opowiadanie, Bohaterów i Moje).
Akcja powoli będzie nabierać tempa, a kolejny rozdział będzie znacznie dłuższy - tak myślę. Nie sprawdzałam błędów, dlatego za wszelkie przepraszam.

Dziękuję Ci, Romantyczko za wszystko! Twój komentarz do poprzedniego rozdziału był inspirujący i nie zapomnę tych słów.